Polub nas na Facebooku

Paul McCartney napisał Let it be, przypominając, że dobrze jest, kiedy przyjmujemy pewne sprawy takimi, jakimi są. Z mindfulnessemjest zupełnie podobnie. Nie chodzi ani o wyzbycie się negatywnych emocji i próbę ich zmiany ani też o to, abyśmy żyli latami, które dopiero mają się wydarzyć. Chodzi o to, żebyśmy zakotwiczali się w chwili, jedna po drugiej.

 Vladlane-Vadek

Wiele słyszałam o mindfulnessie. Nadal istnieje jednak przeświadczenie, że to infantylne i nawiedzone. Jakieś tam oddychanie, wiwisekcja własnego ciała podczas body skan’u, uważność w jodze, uważne chodzenie, czy wreszcie uważny posiłek. Co to ma być? Nie, to na pewno nie dla mnie, bo nie będę robił z siebie durnego buddy i siedział skrzyżnie przez pół godziny w całkowitej ciszy, skupiając się na odgłosach z zewnątrz, na doznaniach, na odczuciach w ciele, myślach i emocjach. Przecież i tak nie wysiedzę pięciu minut. Zresztą, co mi to da? Lepiej zaaplikować w siebie jakąś tabletkę. Ileż razy słyszałam podobne treści. Lęk przed nowością i spróbowaniem. Lęk przed konotacją z jakimś guru, sektą, religią. Może lęk przed wysiłkiem? No bo trzeba zdyscyplinować samego siebie, znaleźć 5 minut w ciągu zabieganego dnia, wziąć pupę i na pupie usiąść. Ale żeby tak pupa chciała. A często nie chce, prawda? Wreszcie przeświadczenie, że: „To nie dla mnie”, „Nie mam tyle czasu” albo: „Ja się do tego nie nadaję”. Tyle że coraz większa część zachodniego świata docenia zalety mindfulness. Nie jest on lekiem na wszystko. Nie obiecuje nam cudu. Ale jest zaproszeniem do codziennej randki z samym sobą.

W języku polskim nie ma odpowiedniego, oddającego rzeczywistość tłumaczenia słowa mindfulness. Najczęściej bowiem określa się je jako „uważną obecność”, „pełną obecność”, czy też „obecność”, a dla zrozumienia jego istoty przywołuje się cytat prekursora uważności Jona Kabata – Zinna: „Uważność oznacza szczególny rodzaj uwagi: świadomej, skierowanej na obecną chwilę i nieosądzającej”. Samej definicji uważności jest bardzo wiele, a najprościej powiedzieć, czym mindfulness na pewno nie jest. Nie jest to więc ani relaksacja, ani religia, ani psychoterapia. Mindfulness nie stanowi ucieczki od nieprzyjemnych emocji, nie jest transem ani sposobem na odcięcie się od życia, abyśmy mogli niczego nie odczuwać. Liczne badania naukowe potwierdzają jednak, że praktyka uważności wywiera ogromny wpływ na nasze zdrowie, samopoczucie i szczęście. Poprzez większą świadomość przeżywanych emocji i myśli jesteśmy w stanie w lepszy sposób radzić sobie z nimi. Rozwijanie uważności pozwala na głębsze poznawanie swoich automatycznych wzorców myślenia, działania i odczuwania (podczas programów uważności nazywa się je tzw. automatycznym pilotem). Praktyka mindfulness pozwala zmniejszyć negatywne fizyczne
i psychiczne skutki stresu, wpływa na lepszą koncentrację, umiejętności komunikacji
w zespole, pobudza naszą kreatywność. Badania wskazują, że mindfulness jest mechanizmem wspierającym przed nawrotami depresji i atakami lękowymi. Zwiększa także odporność, polepsza jakość snu, redukuje lub zmniejsza bóle psychosomatyczne. Ale jak wygląda w praktyce?