Polub nas na Facebooku

Katarzyna Dziubałka
Katarzyna Dziubałka – właśiielka firmy Twoja Pasja Twoja Firma, organizatorka Wielkich Wymian Kontaktów – spotkań networkingowo-szkoleniowych fot. Twoja Sesja

Choć wśród uczestników Twoich konferencji widać coraz więcej mężczyzn, są to wydarzenia skierowane do kobiet. Dlaczego? 

W czasie, kiedy zaczynałam organizowanie moich konferencji, uczestniczyłam w wielu szkoleniach. Wtedy zauważyłam, że pół widowni stanowią kobiety, a wśród prelegentów są zazwyczaj sami mężczyźni. Dlatego zapraszam na moje wydarzenia dużo prelegentek. Brakuje kobiet na scenie, od których mogłybyśmy czerpać wiedzę, inspiracje i wskazówki, jak się nie wypalić. Przecież my – kobiety – prowadzimy nasze biznesy inaczej niż mężczyźni.

Czy po tak długim czasie przygotowywania się do własnej działalności wciąż chodzisz na szkolenia biznesowe? Potrzebujesz ich jeszcze?

Zdarza mi się, ale już znacznie rzadziej. Najpiękniejsze w mojej pracy jest to, że jestem otoczona trenerami i najwięcej wiedzy czerpię ze współpracy z nimi. Widzę ich, kiedy rozmawiają. Podpatruję ich sposób komunikowania się i podejścia do biznesu. Nie muszę chodzić na ich szkolenia, bo oni zdradzają mi swoje techniki i sekrety w kuluarach.

Na swoim blogu wyznałaś, że zabrakło Ci odwagi, by zaprosić na konferencję pierwszą prelegentkę. To miała być Kamila Rowińska – znana trenerka. Nie zadzwoniłaś, poprosiłaś koleżankę, żeby zrobiła to za Ciebie. Najtrudniejszy pierwszy krok?

Pewien lęk jest zawsze. Niektórych czynności się boję, innych nie lubię, ale je robię. Działam mimo strachu. Kiedy chcę zaprosić na konferencję jakiegoś prelegenta i – z obawy przed odmową nie robię tego – sama daję sobie odpowiedź, która brzmi: „nie”. Zbierając się na odwagę i dzwoniąc do niego, stwarzam chociażby nikłą szansę na to, że odpowiedź będzie jednak „tak”. Trzeba się przygotować na różne warianty. Odpowiedź może być zaskakująca na różne sposoby. Nigdy się nie przekonasz, jeśli się nie odważysz. Najgorszy scenariusz to ten, gdy ktoś rzuca słuchawką. W każdym innym przypadkach można przecież negocjować.

„Tajemne możliwości tkwią w każdej porażce” – te słowa Sophie Amoruso z książki „#Szefowa. Najseksowniejszy prezes świata” zacytowałaś na blogu jako swoją ulubioną sentencję.

Czasami coś, co wydaje się nam być porażką, okazuje się dla nas bardzo dobre. Kieruje na inne, lepsze tory. Zmusza do wyciągnięcia wniosków, dzięki którym biznes zyskuje na jakości. Najlepsi przedsiębiorcy mają na swoich kontach nawet kilka nieudanych biznesów. Mnie się to jeszcze nie przytrafiło (śmiech), ale doświadczyłam pewnych sytuacji, które można uznać za porażki, a które sprawiły, że moje działania są na innym, wyższym poziomie – inaczej patrzę na pewne sprawy i lepiej się do nich przygotowuję. Zdarzają się też przykre sytuacje, na które nie mam wpływu. Jednak wiem, że zawsze daję z siebie wszystko, co mogę, dlatego obwinianie się i biczowanie z powodu jakiegoś niepowodzenia nie mają sensu. W biznesie nie warto być perfekcjonistą. Perfekcjonizm powstrzymuje przed działaniem. Ludzie, którzy chcą być perfekcyjni nie chcą się ośmieszyć i w efekcie, nie robią nic. A wygrywają ci, którzy pozwalają sobie na to, co przyniesie życie i wyciągają z tego lekcje. Dla mnie słowo porażka nie istnieje.

Jakie były te sytuacje, na które nie miałaś wpływu?

Przeróżne. Przy organizacji konferencji ciągle coś się dzieje. W jednej chwili muszę obsłużyć 100, a czasem nawet 200 osób – prelegentów, partnerów i uczestników konferencji. Zdarzało się, że prelegenci nie docierali – jeden złamał nogę, inny zakopał się w śniegu – miałam kilka razy duże opóźnienia, pęknięte rury i zalane sale, gasły światła, znikały flipcharty, kule na wizytówki, a nawet wazony na kwiaty, kiedyś sanepid zrobił niezapowiedzianą kontrolę firmie cateringowej… Nie raz opóźniały się pociągi i docierałam na miejsce niemal w ostatniej chwili; myłam głowę w umywalce tuż przed konferencją (śmiech). Na szczęście jestem osobą bardzo elastyczną i spontaniczną – dlatego tak dobrze się czuję w organizacji dużych wydarzeń.

Przekułaś swoją pasję w biznes i zachęcasz do tego inne kobiety. Jednak zdarza się, że gdy pasja staje się pracą, przestaje być pasją.

Wyobraź sobie, że zaczynam organizować festiwale taneczne. Salsa to moja druga pasja. Taka działalność przyniosłaby mi dużo korzyści np. miałabym kontakt z wybitnymi tancerzami i mogłabym się od nich sporo nauczyć. Jednak, jako organizator, pewnie nie miałabym czasu tak po prostu sobie potańczyć, zwyczajnie się na tych imprezach pobawić. Warto jest mieć pasje, w których jest się tylko uczestnikiem i nie myśleć wciąż o tym, że trzeba na tym zarobić. Co więcej, gdy przekuwasz pasję w biznes, po pewnym czasie jest coraz mniej do odkrycia. Masz już ten temat przemaglowany na wszystkie strony i przestaje cię tak ekscytować, a nawet zaczyna męczyć. Na szczęście w moim przypadku to, co robię w biznesie, wciąż mnie pasjonuje. Jestem zwolennikiem robienia biznesu z pasji, ale także tego, żeby zachować sobie takie pasje, które na zawsze pozostaną tylko pasjami.