Polub nas na Facebooku

fot.: Justyna Kastyak Uśmiech proszę! usmiechprosze.pl
fot.: Justyna Kastyak Uśmiech proszę! usmiechprosze.pl

Kolejny grzech główny to porównywanie się do innych…
Bardzo często porównujemy się do wielkich tego świata, których widzimy na okładkach pism czy w internecie. A to przecież oczywiste, że inne powinny być cele i wyzwania dla kobiety, która prowadzi firmę od kilkunastu lat, a inne dla tej, która tę firmę dopiero otwiera. Oprócz tego pamiętajmy, że czytając o czyichś osiągnięciach, nigdy nie znamy całej opowieści, nie wiemy, co za tym sukcesem stoi. Wyrywamy z kontekstu jeden element i porównujemy się do niego. To najgorsze, co możemy sobie robić. Dlatego radzę nie porównywać się do innych, ale do siebie z dnia wczorajszego.

Na jednym ze swoich memów Marta Frej pyta: „Czy to możliwe, aby za ocenianie innych odpowiadała inna część mózgu niż za ocenianie siebie?”
Coś w tym jest (śmiech). Cudze sukcesy odczytujemy jako wynik kompetencji, umiejętności i wiedzy ludzi, którzy je odnoszą. Własne sukcesy uważamy często za dzieło przypadku, szczęścia lub wsparcia innych. Umniejszamy sobie oceniając nasze osiągnięcia przez cudzy filtr. To pułapka, błąd percepcyjny. W ten sposób robimy sobie krzywdę.

Łatwo się wtedy wypalić…
Nierzadko zdarza się, że za bardzo chcemy sobie coś udowodnić i zapominamy dlaczego zaczęłyśmy robić to, co robimy. Może pierwotnie naszą potrzebą nie było osiągnięcie sukcesu a jedynie przyjemność z wykonywania danej czynności? Biegniemy coraz szybciej, a biegnąc nie widzimy szczegółów. Nie widzimy tego, co dzieje się wokół nas. Nie pamiętamy skąd zaczęłyśmy biec i w jakim celu. Dlatego warto regularnie wracać do pytania „po co robimy to, co robimy?”

A co jeśli robimy przystanek na myślenie i okazuje się, że nasz cel nie jest już aktualny?
Zdarza się i tak. Dlatego tak ważne jest powracanie do pytania o cel, o nasze potrzeby częściej niż raz na rok. Mnie też to spotyka. Wtedy po prostu „opróżniam plecak” i idę dalej w nowym kierunku. To często trudne i bolesne sytuacje, kiedy uświadamiamy sobie, że najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby porzucić przedsięwzięcie, w które włożyłyśmy dużo czasu i wysiłku. Wówczas należy poszukać pozytywnych stron tej sytuacji. Pamiętajmy, że czasem coś się kończy, by coś innego mogło się zacząć.

Można się nauczyć „opróżniania plecaka”?
Można, chociaż dla mnie za każdym razem jest to trudne doświadczenie. Zawsze towarzyszy mu autorefleksja i próba wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Wiadomo, przyjemniej jest przeczytać książkę o tym, jak ktoś się przewrócił i podniósł niż samemu tego doświadczać. Ale warto to robić. Wpiszmy sobie do kalendarza taki „przystanek na myślenie” – jeden raz w miesiącu, w którym robimy przegląd naszych celów i zadań. Jeśli nie są one już zgodne z naszym głównym, strategicznym celem – trudno, rozstajemy się.

Nie jest łatwo przyznać, że działanie straciło sens.
Oczywiście, że nie. Może być też tak, że traci sens dla nas, ale samo w sobie nie jest bezsensowne. Żeby „uratować” swój pomysł, można np. oddać go komuś, kto zrealizuje przez to swoje cele w danym momencie. Bo przecież nie o to chodzi, żeby na siłę utrzymać projekt, ale żeby samej utrzymać się na powierzchni, żeby wciąż mieć siłę i ochotę do robienia kolejnych wartościowych rzeczy.

veronique_01_16_kż1

veronique_01_16_kżArtykuł ukazał się w internetowym magazynie dla kobiet
VERONIQUE 01/2016.